Przeprawowe Mistrzostwa Penrite H6 Wysoka. Na wstępie powiem tylko… Dzieci niech nie czytają, a poloniści nie poprawiają – wszystko jest zamierzone. Zaczęło się wszystko miesiąc temu, ale jak zwykle Tomek zostawia wszystkie rzeczy na koniec (dobrze że nocleg ogarnięty w poniedziałek 😂). Jest piątek, miało być wszystko na luzie, ja jeszcze w Rzeszowie a ten dzwoni czy mam pasy do lawety bo jednak jedziemy busem, a nie autolaweta bo udało mu się u jednego z trzech diagnostow podbić przegląd (nie wnikam jak), bo tam końcówki były wyjebane jak pizda prostytutki. Pojechałem do domu, szybkie dopakowanie się, umycie jaj i jazda do Łańcuta, gdzie mieszka Tomek i znajduje się jego Łańcut 4×4 🙂 No dobra to nie wszystko… W końcu wyjechaliśmy prawie z godzinnym opóźnieniem. Lecimy sobie na autostradzie i niestety nie możemy przekroczyć 100 km/h bo zaczyna miotać, a przecież ten rajd trzeba wygrać. Na trasie kilka pit stopów i oczywiście od Krakowa, gdy zjechalismy z autostrady zaczyna się sranie w gacie, bo przecież po co nam prawo jazdy i jedziemy na B, Yanosik pierdoli nam że inspekcja więc zaczyna się coraz większe popuszczanie w gacie bo nikt nie wziął pampersów. Ale na szczęście okazało się na sygnałach stoi straż i jakiś debil napędził strachu. No i jedziemy sobie dalej, aż yanosik zrobił błąd i zaczął prowadzić wąskimi drogami do kolejnego zjazdu i wyprowadził nas na takie wzniesienie, że dziwie się że ten bus mając 3200 kg na haku dał radę wyjechać i sprzęgło żyło. 5 km od naszego noclegu (pomimo że yanosik prowadził przez jakieś zadupie) była droga zablokowana i policja stała na bombach i kazali nam jechać takim objazdem że można było urwać koło… Dojeżdżamy na swoje miejsce, okazuje się że kuchnia nieczynna bo jest za późno, pomimo że przyjechaliśmy przed zamknięciem kuchni trzeba było odpiąć lawete, więc w ręce Hi-Lift i szybkie podnoszenie i zostawienie złoma na parkingu. Pojechaliśmy do „miasta” gdzie wszystko było zamknięte, a na ulicy nikogo więc trzeba było zrobić więcej kilometrów (Wysoka – Zawiercie) gdzie już coś przynajmniej było, Ale oczywiście przyjechaliśmy na 21:30 i zostalo nam po zrobieniu pizzy 15 min na opierdolenia koła 50 cm i się nie udało bo każdego dupa się zapełniła, zabieramy 2 kawałki do pudełka i pizda na nocleg z małym przystankiem, bo w restauracji nie było wody do picia (zadupie takie że nie ma co się dziwić, że robią nam tam rajdy). Po pierwszym oesie zaczęliśmy pić firmową cytrynówke i oes zakończony o 2 w nocy. Rano wstajemy po 6 i dwa szybkie i lecimy na śniadanie (gdzie za 45 zł dostaliśmy jajecznice, kilka kromek, kawe, herbatę, ser i 4 plasterki szynki na 3 osoby) więc chyba u nich tak się nazywa obfite śniadanie. Zbieramy dupe na bazę, a tu jeszcze Boguś dzwoni, że jest koło Katowic i gdzie ma jechać. Udało mu się dość szybko dojechać na bazę jak i reszcie… Ale nikt nie myślał tak tak my żeby zrobić sobie spanie na miejscu, reszta wolała być wyjebana po podróży i siedzieć za kółkiem. Na bazie podczas oklejania parchatego dzwoni Maciek, bo jest w Ogrodzieńcu ale tu się nic nie dzieje, więc podczas wyjazdu z bazy na odcinki trzeba było go poprowadzić, a że pojechał na zadupie to go tylko pinezka lokalizacji ratowała i mu się udało dojechać. Na odcinku nie było z kim wypić naszego napoju bo każdy jedzie i tylko skończyło się na rozmowach. Rajd chłopakom z naszego teamu wyszedł idealnie. Bez pizdowania, na spokojnie wykręcone 13 miejsce w klasie CHL. Lecz nam nie poszło tak jak planowaliśmy, jedna z kamer która kilka razy pływała i udało się ją w ten dzień wyciągnąć postanowiła na widok Defendera (Def-Team) się przewrócić i chłopaki ją wysłali do wody popływać na zawsze, ale nie ma co się dziwić bo chłopaki jechali na takiej piździe że wygrali ten rajd… Tak więc najlepszy materiał poszedł się jebać i nie mamy wszystkiego, pomimo że Wnusiu chodził po jeziorze i jej szukał nic to nie dało (ale ją znajdziemy – trzymajcie kciuki), tak więc po powrocie na bazę szybkie przebranie się, bo jaja zamokły i szkoda byłoby ich odcinać 😂 po szybkim pakowaniu wszystkiego na busa i lawete pojechaliśmy jeszcze do Maćka i nie czekaliśmy na wyniki, ponieważ mi było zimno a pasowało w miarę wcześnie wrócić do domu. Tak więc wyjazd do domu, pojechaliśmy troszkę inna droga ale też przez te zadupia, ale droga krajowa była lepsza i do autostrady dojechaliśmy bez niespodzianek, przy policji jechaliśmy pomału, a przy wyjeździe na autostrade chcieliśmy pizdować, ale nie mogliśmy przekroczyć 80 km/h bo zaczynało nas miotać jak szatana, tak więc trzeba było zjechać na mop i dociążyć hak, żeby nie bujało. Przy okazji kupiliśmy coś w maku i dalej w drogę… Do Rzeszowa udało się nam dojechać z większą prędkością niż wcześniej. I szybkie przeladowanie gratow i do domu. Tak się zakończył dla nas rajd, trochę pechowo ale było fajnie.
Zdjęcia dostępne na Facebook’u
Teraz pracujemy nad filmem, jak się uda odnaleźć materiał będzie lepszy film, a na zdjęciach widać, że nowy sprzęt pokazał klasę! 🙂 – kamera się odnalazła i film mamy gotowy 🙂
Pozdrawiamy
RAJDOWO 4×4